czwartek, 29 października 2015

Kiedy rodzi się Matka?


Czy Ty też słyszałaś że kobieta staje się Matką w momencie kiedy dowiaduje się że jest w ciąży? A mężczyzna staje się Ojcem po narodzinach, dopiero gdy zobaczy własne dziecko? Coś z tą teorią jest nie tak. Przynajmniej w naszym przypadku, moim i Męża mego Szanownego. W każdym razie Matka na pewno nie rodzi się wtedy kiedy pocznie się w niej życie, a już na pewno nie rodzi się wtedy kiedy to życie się urodzi...Zagmatwane. Tak.

Gdy zaszłam w ciąże bądź co bądź się cieszyłam, byłam przerażona ale się cieszyłam, W głębi serca pragnęłam tej ciąży i tego dziecka. Zresztą gdybyśmy nie chcieli tej małej istoty zapewne bardziej byśmy uważali. Ale jak to mówią jest ryzyko jest zabawa. Tak więc trochę nie uważaliśmy, tak trochę z premedytacją, ale bez tych wszystkich pompatycznych słów w stylu "staramy się o dziecko"... 

Stało się. Czy poczułam się Matką? Nie sądzę. Teraz już wiem na pewno, że nie. Ale wtedy wydawało mi się że jak najbardziej. Że rodzi się Matka. Oh naiwna ja. Moja głowa była przepełniona pięknymi obrazami z kolorowych gazet, z profesjonalnych matczynych blogów, z programów telewizyjnych i filmów familijnych. Nie wiem dlaczego w ten sposób upatrywałam sobie wzorca. Młoda i głupia - to przychodzi mi na myśl. Na prawdę? A mogłam po prostu przypomnieć sobie Matkę Matki czyli babcie z czasów gdy nie była babcią, a Matka nie myślała o byciu Matką. Tak, to by ułatwiło sprawę i przyśpieszyło narodziny Matki we mnie. W ciąży karmiłam się dodatkowo, w dużych ilościach słodką, papkowatą wizją macierzyństwa prosto z internetu. Nie docierały do mnie słowa rozsądku Matki Matki, Ojca Matki, nawet Męża Szanownego mego. Będzie cudownie - tak czułam. Oh naiwna ja.

Przyszedł ten dzień. Poród. Ciężki. Zakończony nagle cięciem. Sen. Słowa odbijające się w mojej głowie. Czy moje dziecko żyje? ŻYJE!? Tak żyje, ma się dobrze. Syn, nasz, cały i zdrowy mówi on - Szanowny mój. I tu ten moment. Jestem matką, matką na razie przez male m. Nie czuje nic, nie spadła na mnie lawina matczynych uczuć, nie ogarnęła mnie fala słodkiej miłości, czuje że nie stałam się nagle innym człowiekiem, a miałam nadzieje że się stanę - lepszym. Myślę, poczekam, Szanowny Mąż przyniesie Syna, wtedy to się stanie. Przyniósł. Nic się nie stało. Dziecko, normalne ładne dziecko. Wyjątkowo ładne, bo gdzieś czytałam w mądrej książce, będąc jeszcze w tamtym przed porodowym życiu, żeby się nie przestraszyć noworodka po porodzie, bo noworodki nie są piękne, tylko pomarszczone i czerwone. Mój był gładki i śniady. Ładny. Syn Matki. 

W szpitalu już żadna lawina matczynych uczuć na mnie nie spadła. Spadł tylko ból fizyczny, w dużych ilościach, niepokój, stres i wzmagająca nienawiść do samej siebie o brak tej lawiny matczynych uczuć. Jedno tylko czułam, więź, krew z krwi, wiedziałam że ta istota, kość z mojej kości jest zależna ode mnie całkowicie. Że beze mnie nie przeżyje. Więc opiekowałam się - jak robot, ale najlepiej  jak umiałam.

Ojciec Szanowny od razu był Ojcem przez wielkie O. Jego zalała lawina ojcowskich uczuć i może przy okazji lawina tych matczynych która nie dotarła do mnie. A ja, Matka, patrzyłam na tą przytłaczającą ilość miłości między Ojcem a Synem i w nocy płakałam - z zazdrości, bo też tak chciałam.

Wyjechaliśmy do domu Matki i Ojca Matki który miał być już naszym wspólnym domem. 
My, ja Matka on Ojciec i nasz Syn. 
I tak, babcia była od pierwszego spotkania Babcią, 
dziadek - Dziadkiem, 
wujki - Wujkami, 
ciocie - Ciociami, 
tylko matka nie była Matką. 

Żeby matka stała się trochę bardziej wyrozumiałą dla siebie samej Matką minęło trzy miesiące...
Żeby lawina matczynych uczuć pochłonęła Matkę doszczętnie, minęło pół roku...
Żeby Matka zrozumiała wszystko, żeby zrozumiała że jej dziecko wtedy, w szpitalu, nie było ładnym dzieckiem, tylko najpiękniejszym dzieckiem na świecie, jej dzieckiem, a Mąż najcudowniejszym Ojcem, musiało minąć pół roku. Pół roku. 

Teraz z każdym dniem Matka staje się jeszcze bardziej Matką. A lawina ją wciąga i wciąga... A ona wcale, a wcale nie próbuje się z niej wydostać...

I jest cudownie - tak jak czuła Matka.
TOP